Od tej pamiętnej daty minęło ponad 13 lat,kiedy na niebie nad Niemcami zderzyły się dwa samoloty - rosyjski pasażer Tu-154M i belgijski cargo Boeing-757. Ofiarami tej straszliwej katastrofy było 71 osób, z których większość to dzieci.
W tę pamiętną noc od 1 do 2 lipca 2002 r., KiedyDoszło do katastrofy nad Jeziorem Bodeńskim, na pokładzie rosyjskiego samolotu pasażerskiego TU-154, należącego do Bashkir Airlines, było 67 pasażerów, w tym 52 dzieci i 12 członków załogi. Główną część stanowili utalentowani uczniowie z Baszkirii, którzy lecieli do Hiszpanii na wakacjach. Komitet UNESCO zapewnił wakacje jako zachętę do wysokich wyników w nauce. I rzeczywiście, w tej grupie wszystkie dzieci były jak zapałki: artyści, poeci, sportowcy.
Jak się później okazało, uczniowie Ufy w ogólenie powinien był być na niebie tej nieszczęsnej nocy. Przez pomyłkę towarzyszący im dorośli, którzy przywieźli grupę baszkirskich dzieci na lotnisko Szeremietiewo, zamiast do Domodiedowa, dzień wcześniej spóźnili się na samolot do Barcelony.
Prawie wszystkie dzieci, które wyjeżdżają na wakacjegranicy, pochodziły z rodzin wysokich rangą rodziców. Na przykład 15-letnia Leysan Gimaeva była córką szefa administracji prezydenckiej Republiki Baszkirskiej. Gdyby były to dzieci ze zwykłych rodzin, po prostu wróciłyby do domu, choć zdenerwowane, ale żywe, a katastrofa lotnicza nad Jeziorem Bodeńskim by się nie wydarzyła.
Ale wpływowi rodzice dzieci w wieku szkolnym postanowili wysłaćpo nich do Moskwy jeden z samolotów należących do „Baszkirskich Linii Lotniczych”, który następnie miał odbyć lot czarterowy numer 2937, aby dostarczyć je do Hiszpanii. Na czele załogi samolotu stanął Alexander Gross, który już kilkakrotnie latał do Barcelony i dobrze znał trasę.
A oto kolejny wypadek - po dzieciachwsiadł do samolotu, okazało się, że zostało jeszcze kilka wolnych miejsc. Natychmiast postanowiono sprzedać te dodatkowe bilety. Było ich tylko siedem. Czterech z nich pojechało do rodziny Szysłowskich z Białorusi, która również spóźniła się na samolot, a trzy do Swietłany Kalojewej z Osetii Północnej, która poleciała z dwójką dzieci (najstarszy syn Kostia i 4-letnia Diana) do swojego męża Witalija, który pracował w Hiszpanii na podstawie umowy. Po katastrofie nad Jeziorem Bodeńskim nawet nazwiska tych przypadkowych pasażerów nie były od razu znane.
Oba samoloty były na niebie tej lipcowej nocynad Niemcami, ale mimo to zarządzanie ruchem lotniczym w tym czasie zostało przeniesione do szwajcarskiej firmy „Skyguide” z siedzibą w Zurychu. W tym ośrodku, jak zwykle w nocy, do pracy pozostały tylko trzy osoby: dwóch dyspozytorów i asystent. Jednak prawie przed kolizją jeden z dyżurnych wyszedł na przerwę, a przy centrali pozostał tylko Peter Nielsen, który zmuszony był monitorować jednocześnie dwa terminale. Kiedy dyspozytor zauważył, że dwa samoloty, znajdujące się na tym samym poziomie 36 tysięcy stóp, zaczęły się zbliżać, było już kilka sekund do katastrofy. Kolizja nad Jeziorem Bodeńskim była prawie nieunikniona.
Kursy samolotów lecące ku sobieprzyjaciel, powinien był nieuchronnie przekroczyć. Dyspozytor próbował naprawić sytuację i wydał rozkaz opuszczenia samolotu załodze rosyjskiego samolotu. Trzeba powiedzieć, że do tego czasu piloci TU-154 zauważyli już inny statek zbliżający się do nich z lewej strony. Byli gotowi do wykonania manewru, który pozwoliłby samolotom bezpiecznie się rozproszyć.
Natychmiast po komendzie dyspozytora w kokpicieRosyjscy piloci uruchomili automatyczny system ostrzegania o niebezpiecznych podejściach (TCAS), który informował o pilnej potrzebie wznoszenia. W tym samym czasie Boeing otrzymał tę samą instrukcję z identycznego systemu, ale tylko do lądowania. Drugi pilot samolotu Tu-154 zwrócił uwagę reszty załogi na rozbieżność między dyspozytorem a poleceniami TCAS, ale powiedziano mu, że zastosują się do rozkazu otrzymanego z ziemi. Dlatego nikt nie potwierdził zamówienia otrzymanego od dyspozytora, chociaż statek zaczął schodzić. Już po kilku sekundach komenda z ziemi została powtórzona. Tym razem zostało to natychmiast potwierdzone.
Jak później wykaże śledztwo, kolizja się skończyłaJezioro Bodeńskie było spowodowane przedwczesnym poleceniem dyspozytora Skyguide Petera Nielsena. Przez pomyłkę podał załodze rosyjskiego samolotu nieprawdziwe informacje o innym samolocie, który podobno znajduje się po ich prawej stronie.
Następnie odszyfrowanie danych z czarnej skrzynkipokazał, że piloci zostali zmyleni taką wiadomością i najwyraźniej zdecydowali, że w pobliżu leci inny samolot, którego system TCAS z jakiegoś powodu nie wykrył. Nie jest jasne, dlaczego żaden z pilotów nie zgłosił tej rozbieżności w poleceniach dyspozytora.
Jednocześnie z samolotem rosyjskim spadła iBoeing-757, którego załoga wykonywała polecenia TCAS. Natychmiast zgłosili ten manewr na ziemię, ale dyspozytor Peter Nielsen go nie usłyszał, ponieważ inny statek nawiązał kontakt na innej częstotliwości.
W ostatnich chwilach przed katastrofą obajZałoga starała się jak mogła, aby zapobiec niebezpiecznemu podejściu, całkowicie odrzucając kierownice, ale jak wiadomo, wszystkie wysiłki poszły na marne. Samolot Tu-154M zderzył się z Boeingiem-757 niemal pod kątem prostym. Samolot należący do firmy transportowej DHL zadał potężny cios kadłubowi rosyjskiego samolotu swoim statecznikiem pionowym, powodując jego zawalenie się w powietrzu. Jego fragmenty spadły w okolicach niemieckiego miasta Uberlingen, w pobliżu Jeziora Bodeńskiego (Badenia-Wirtembergia). Z kolei Boeing, który stracił stabilizator i stracił kontrolę, rozbił się. Straszna katastrofa nad Jeziorem Bodeńskim pochłonęła życie członków załogi obu samolotów i wszystkich pasażerów latających na Tu-154.
W wyniku katastrofy lotniczejśledztwo, którym zajmowała się specjalnie powołana komisja przy Niemieckim Urzędzie Federalnym (BFU). Jej odkrycia zostały opublikowane dwa lata później. W raporcie komisji wymieniono dwie przyczyny kolizji:
W raporcie odnotowano również licznebłędy popełnione przez kierownictwo centrum w Zurychu i ICAO (Międzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego). Na przykład właściciele szwajcarskiej firmy Skyguide przez wiele lat pozwalali kontrolerom ruchu lotniczego na pracę w taki sposób, aby tylko jedna osoba mogła sterować ruchem lotniczym, podczas gdy jego partner w tym czasie odpoczywał. Katastrofa lotnicza nad Jeziorem Bodeńskim (2002) jasno pokazała, że ta liczba personelu była zdecydowanie niewystarczająca. Ponadto sprzęt, który miał podpowiedzieć dyspozytorowi o możliwej konwergencji samolotów, został tej nocy wyłączony z powodu konserwacji.
Jeśli chodzi o telefony, to też nie działały.Z tego powodu Peter Nielsen nie mógł w odpowiednim czasie przedostać się na lotnisko znajdujące się w Friedrichshafen (małe miasteczko położone na północ od Jeziora Bodeńskiego) w celu przekazania tamtejszym dyspozytorom kontroli nad przylatującymi z opóźnieniem samolotami, które Szwajcarzy monitorują na drugim terminalu... Dodatkowo, ze względu na brak łączności telefonicznej, dyżurni w Karlsruhe, którzy znacznie wcześniej zauważyli niebezpieczne zbliżanie się w powietrzu, nie mieli możliwości ostrzeżenia Nielsena o zbliżającej się katastrofie.
Również komisja badająca kolizjęnad Jeziorem Bodeńskim zauważył, że dokumenty ICAO regulujące korzystanie z TCAS i posiadane przez załogę Tu-154 są częściowo sprzeczne i niekompletne. Faktem jest, że z jednej strony instrukcja do systemu zawierała ścisły zakaz wykonywania manewrów, które nie odpowiadały podpowiedziom TCAS, a z drugiej uznano ją za pomocniczą, stwarzając wrażenie, że Priorytetem były polecenia dyspozytora. Z tego można wyciągnąć jedyny słuszny wniosek: gdyby nie seria śmiesznych wypadków i fatalnych błędów, katastrofa samolotu nad Jeziorem Bodeńskim (2002) byłaby po prostu niemożliwa.
Ta tragedia nie zakończyła się katastrofą samolotu.Nieszczęśliwi krewni pochowali swoje dzieci, a niektóre rodziny rozpadły się później, nie mogąc znieść takiego żalu. Katastrofa nad Jeziorem Bodeńskim pochłonęła wiele istnień. Żniwo śmierci pierwotnie zawierało nazwiska 19 dorosłych i 52 dzieci. Ale 24 lutego 2004 dodano do niego kolejne nazwisko - Peter Nielsen, sam dyspozytor firmy Skyguide, który popełnił szereg błędów, które doprowadziły do tragedii na tak wielką skalę. Został zabity przez Witalija Kalojewa, którego żona i dzieci poleciały tym feralnym lotem numer 2937. Proces w tej sprawie trwał prawie rok. Pod koniec października 2005 Kaloev został uznany za winnego morderstwa i skazany na 8 lat więzienia. Biorąc pod uwagę okoliczności sprawy oraz ciężki stan psychiczny oskarżonego sąd skrócił termin do 5 lat i 3 miesięcy.
W pobliżu niemieckiego miasta Uberlingen, w okolicyNad Jeziorem Bodeńskim wzniesiono niezwykły pomnik, przypominający tragedię sprzed ponad 10 lat. Wykonany jest w formie rozdartego naszyjnika, którego perły rozrzucone są po całej trajektorii upadku wraku dwóch samolotów.